czwartek, 26 czerwca 2014

Kierowca - dojna krowa

Z ostatnich deklaracji rządu wynikało, że od 2016 roku nie będzie już korków na autostradowych bramkach i że istniejący manualny system poboru opłat będzie zastąpiony elektronicznym. Jednak według zapowiedzi GDDKiA nie będzie do tego wykorzystany już działający system poboru opłat dla samochodów ciężarowych. Budowa drugiego systemu oznacza niepotrzebne, dwa razy większe niż obecnie, koszty dla podatników.

Ludzie, w jakim kraju my żyjemy? Płacimy po kilka razy za to samo! Kilka lat temu tzw. podatek drogowy zastąpiono podatkiem w paliwie, który miał być przeznaczony na fundusz drogowy, czyli na budowę i remonty dróg krajowych, ekspresówek i autostrad. Kierowcy zrzucają się zatem na budowę drogi, za przejazd którą muszą zapłacić po raz kolejny - totalny idiotyzm. 

Nie mamy w Polsce jednolitej polityki drogowej, bo jedne drogi są zarządzane przez prywatne firmy, inne znów państwowe, jedne z bramkami, inne bez opłat. Na czele najdroższych stoi chyba autostrada małopolska gdzie przejazd 64 kilometrowym odcinkiem kosztuje 18 zł, co daje ponad 0,28 zł za km. Dla porównania winietka na 10 dni w Czechach to koszt ok. 43 zł. Podobną cenę zapłacimy na Słowacji, również za 10 dni korzystania z autostrad.

Za kilka lat (chyba w 2018 r.) będzie można przejechać autostradą A1 od granicy czeskiej, aż do trójmiasta. Przewidywany koszt przejazdu całym odcinkiem wyniesie ok. 120 zł, czyli dwa razy tyle, ile kosztuje miesięczna winietka w Czechach i na Słowacji. To jakaś kompletna paranoja. A jeszcze trzeba wrócić, więc taka wycieczka, pomijając koszty paliwa wyniesie ok. 250 zł. Dla kogo więc budujemy te autostrady? Przeciętnego Kowalskiego nie będzie stać na to, żeby po nich jeździć!

Całoroczne winietki w Czechach i na Słowacji to koszt ok. 220 zł. Czy nie można było skorzystać z rozwiązań naszych południowych sąsiadów? Winietki to najmniej kosztowna forma opłaty za korzystanie z dróg. Budowanie bramek znacznie spowalniających ruch, czy systemów elektronicznych jest znacznie droższe. Czy jesteśmy takim bogatym krajem, żeby generować niepotrzebne koszty?

Ile jeszcze obciążeń zniesie polski kierowca? Wydaje mi się, że niedługo nie sztuką będzie kupić samochód, ale go utrzymać. Przeciętny Kowalski wydaje 25-30% swoich dochodów na utrzymanie samochodu. To w cywilizowanym świecie nie do pomyślenia. Gdyby w RFN kierowca na zakup małego samochodu musiał wydać min. 30 tys. Euro, na paliwo 5,60 Euro za litr, za jeden przejazd krótkim odcinkiem autostrady 36 Euro, a za przegląd w autoryzowanym serwisie 1500 Euro, to chyba wybuchła by tam wojna domowa. Gdzie my żyjemy???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz