sobota, 22 listopada 2014

Wybory, czyli kolejna kompromitacja Państwa

Chyba nikt w Polsce nie ma już wątpliwości, że to Państwo nie działa! Kompromitacja organów państwa sięgnęła zenitu. Panowie z Państwowej Komisji Wyborczej, nie pierwszy raz wykazali się skrajną ignorancją i brakiem profesjonalizmu. To jest niestety dość częsta przypadłość urzędników państwowych - zero wysiłku, niewielka wiedza i zero odpowiedzialności. 

W zasadzie nie powinno to nikogo dziwić. Jeśli na 3 miesiące przed wyborami ktoś zaczyna się zabierać za system informatyczny, to skutki takiej decyzji można było przewidzieć. Co robiła PKW przez całe 3 lata? Z pewnością brała pensje, ale chyba nic poza tym. I taki to smutny obraz Polski poszedł w świat. Może urzędnicy PKW powinni zająć się lepiej smażeniem frytek w McDonaldzie. Wtedy być może, niczego by nie zepsuli. 


Czy w takiej sytuacji obywatele mogą mieć zaufanie do Państwa? Co wybory, frekwencja jest coraz niższa, bo klasa polityczna jest totalnie nieudolna i skompromitowana. Dodając do tego nieumiejętność przeprowadzenia zliczania głosów w XXI wieku, mając do dyspozycji wszelkie zasoby informatyczne, zakrawa na kpinę. 

W mojej ocenie, wybory powinny obywać się przez internet. Skoro większość z nas korzysta z bankowości internetowej i wiele spraw również załatwia przez internet, nie rozumiem dlaczego, nie mielibyśmy głosować przez internet? Koszty przeprowadzenia wyborów spadłyby spokojnie o 90 proc. a ludzie nie musieliby wychodzić z domu. Można byłoby to połączyć z funkcjonującą już od pewnego czasu platformą ePUAP. Pytanie tylko, czy polska klasa politycznych pasożytów jest w stanie coś takiego zorganizować?

środa, 19 listopada 2014

Dorośli, ale w pokoju dziecięcym

Nawet co trzeci trzydziestolatek mieszka jeszcze z rodzicami. Wg Eurostatu, rośnie odsetek tzw. bamboccioni wśród Polaków w wieku 25-34 lata. Najnowsze statystyki pokazują, że już przeszło 43 proc. młodych ludzi, mieszka jeszcze pod jednym dachem z rodzicami. Jeszcze w 2005 roku było to ponad 36 proc. Pokazuje to jednoznacznie spadek usamodzielniających się.

Powodem oczywiście są z jednej strony niskie wynagrodzenia, a z drugiej strony wysokie w porównaniu do zarobków, ceny zakupu i wynajmu mieszkań. Generalnie rynek wynajmu mieszkań w Polsce, jest dość kiepski, a rynku mieszkań komunalnych w ogóle nie ma. Stąd również wynika problem mobilności Polaków, w kontekście relokacji w celu znalezienia zatrudnienia. Młodzi ludzie raczej decydują się na emigrację do krajów zachodnich, niż relokację wewnątrz kraju.


Wynika to poniekąd również z kalkulacji zakupu mieszkania na kredyt, czy kosztami wynajmu. Polacy wychodzą z założenia, że lepiej jest wziąć kredyt i spłacać przez 30 lat mieszkanie, które w końcu stanie się ich własnością, niż ponosić podobne koszty za wynajem mieszkania. Ci, co bardziej wygodni, wolą jednak mieszkać w swoim pokoju pod jednym dachem z rodzicami. W tym wypadku koszty utrzymania znacznie się zmniejszają nie tylko dla samych zainteresowanych, ale również dla ich rodziców. 

Powstaje jednak jeden mały problem, a mianowicie wspólne relacje. Często stanowi to niemałe wyzwanie dla obu stron, bo przecież każde pokolenie ma swoje wizje, zainteresowania i nawyki. Wszystko zależy od preferencji i zdolności do kompromisu, ale czasem sytuacja niestety zmusza młodych ludzi do takiego rozwiązania. Wydaje się, że ten problem jeszcze długo nie będzie rozwiązany. Politycy nie spieszą się przecież do ułatwiania życia swoim obywatelom, ale w każdych kolejnych wyborach zdajemy się o tym zapominać.

sobota, 15 listopada 2014

Galerie handlowe niszczą najemców?

Przeczytałem dziś opowieść człowieka, który wynajmował przez trzy lata powierzchnię handlową w jednej z galerii handlowych na śląsku. Opowieść kończy się smutno - długami, utratą zdrowia i bankructwem. Mało kto odwiedzając takie, czy inne centrum handlowe zastanawia się, ile czynszu płacą najemcy za poszczególne lokale handlowe. Okazuje się, że są to naprawdę grube pieniądze. 

Co więcej, zarządcy centrów i galerii handlowych nie są niestety uczciwi wobec swoich najemców. Tak przynajmniej można przeczytać w tym artykule. Okazuje się, że firmy Public Relation podają fałszywe dane dotyczące liczby potencjalnych klientów odwiedzających galerię. Liczby te są mocno zawyżone, a poza tym liczba odwiedzających nie przekłada się na liczbę kupujących. Wielu ludzi po prostu spędza wolny czas w centrum handlowym, ogląda, spaceruje, ale niewielu kupuje.


Jakby tego było mało, najemca płacił o 800 zł więcej czynszu, niż wynikało z powierzchni najmu. Rzeczywista powierzchnia była bowiem mniejsza od tej, wpisanej w umowie. Duży problem stanowi również okres na jaki galerie handlowe wymuszają zawarcie umowy. Minimum to 5 lat, ale zdarzają się przypadki, że nawet na 30 lat!!! Natomiast kary za zamknięcie sklepu wynoszą nawet 10 tys. złotych dziennie! Wielu przedsiębiorców wpadło w pułapkę zagrywek marketingowych i konsekwencją tego są długi, bankructwa, a nawet samobójstwa.

W galeriach panuje kult sukcesu. Jeśli komuś kiepsko kręci się biznes, to znaczy, że sam jest sobie winien. Galerie handlowe radzą wtedy, aby zmienić wystrój, personel, zintensyfikować reklamę itp. Wielu zaszczutych najemców szuka błędów u siebie i zastanawia się jak zwiększyć obroty. A tymczasem klientów jak na lekarstwo, mimo obiecujących biznesplanów zarządców galerii, ale czynsz trzeba płacić i to niemały. 

poniedziałek, 10 listopada 2014

75 tysięcy pożyczki na założenie firmy

Dzięki rządowemu programowi, realizowanemu wspólnie z Bankiem Gospodarstwa Krajowego, młodzi ludzie mający pomysł na własny biznes, ale nie posiadający własnego kapitału, będą mogli otrzymać niskooprocentowane pożyczki na założenie firmy. Wartość pożyczki to 75 tys. złotych, a oprocentowanie 0,56 proc. Czas spłaty wyniesie 7 lat, z możliwością rocznej karencji w spłacie. Pożyczka może być również przeznaczona na utworzenie miejsca pracy.

Rząd ma na ten cel przeznaczyć 500 mln złotych do 2021 roku. Pieniądze to jednak nie wszystko. Najważniejszy jest pomysł i wytrwałość w jego realizacji. Ponadto młodzi biznesmeni powinni przygotować się na drogę przez biurokratyczną mękę prowadzenia działalności w Polsce. Praktyka pokazuje, że ponad 90% start-upów upada w ciągu pierwszych dwóch lat działalności. Nie oznacza to jednak, że należy się od razu poddać, nie mniej jednak, należy to mieć na uwadze. 

 

Z podobnych programów skorzystało już wielu młodych ludzi. Niektórzy niestety nie dali rady, ale są tacy, którzy nadal prowadzą i rozwijają swój biznes. Bardziej przedsiębiorczy, próbują założyć firmę w Wielkiej Brytanii lub w innych krajach, gdzie obciążenia prawno-podatkowe są mniejsze niż w Polsce. Ludzie nieustannie będą poszukiwać tańszych i bardziej efektywnych rozwiązań dla swojego biznesu i nie ma w tym nic dziwnego.

Ale póki co, nie można się w naszym kraju spodziewać ułatwień w prowadzeniu biznesu, a wręcz przeciwnie. Ktoś przecież musi sfinansować koszty rozbuchanej administracji publicznej, katastrofalnej sytuacji systemu emerytalnego, wszelkich przywilejów branżowych i politycznych oraz nieudolności aparatu władzy w rządzeniu tym bajzlem. Co cztery lata mamy szanse zmienić pewne tendencje głosując w wyborach. Niestety ludzie nadal wolą słuchać obietnic, niż przyjąć do wiadomości konieczność radykalnych zmian, bez których wszystko niedługo się zawali.

piątek, 7 listopada 2014

Kasy fiskalne dosięgły lekarzy i prawników

Minister finansów podpisał rozporządzenie, które przewiduje wprowadzenie kas fiskalnych dla m.in. lekarzy, prawników, fryzjerów, warsztatów samochodowych i doradców podatkowych. Zdaniem MF, regułą powinno być ujawnianie obrotów na kasie i wydawanie paragonów. Resort finansów dąży do tego, aby odstępstw od ewidencjonowania obrotu na kasie fiskalnej było jak najmniej, ale zmiany wprowadzane są stopniowo.

Takiego posunięcia ze strony fiskusa można się było spodziewać. Zastanawia jednak fakt, dlaczego tak późno zdecydowano się wprowadzić takie zasady dla prawników i lekarzy. Czyżby lobby prawnicze i lekarskie straciło swoją moc? Czy też może poprzedni minister z jakichś powodów skrzętnie unikał takiego ruchu? Taksówkarze i handlujący marchewką na targu, mają już kasy fiskalne od dawna, gdzie mamy do czynienia z nieporównywalnie mniejszymi obrotami. Czyżby państwowa kasa świeciła pustkami? A może sejmowi nieudacznicy potrzebują więcej pieniędzy na swoje przywileje, pensje, biura poselskie, podróże służbowe itd?


Coś mi się wydaje, że to "tanie państwo" jest niestety coraz droższe. Dokładając do tego fatalną sytuację demograficzną, emigrację i powiększającą się szarą strefę, niedługo w tym worku budżetowym, pan minister może zobaczyć dno. Kłania się niestety polityka nieefektywnego, pazernego państwa, które nie potrafi stworzyć warunków do godnego życia swoim obywatelom, a powiększający się nieustannie aparat administracyjno-biurokratyczny, drenuje państwową kasę niemiłosiernie. 

Oczywiście z punktu widzenia sprawiedliwości społecznej i równego traktowania prowadzących działalność gospodarczą, wprowadzenie kolejnym grupom kas fiskalnych jest posunięciem słusznym. Pytanie tylko, dlaczego dopiero teraz? 

środa, 5 listopada 2014

Polskie firmy mało płacą?

Wiadomo nie od dziś, że większość ludzi zarabia mało. Niektórzy mają nawet problem z dopięciem domowego budżetu. Pomijam oczywiście fakt, że wielu ludzi pracy nie ma, więc nie ma też mowy o jakimkolwiek zarabianiu. Problem jednak jest dużo bardziej złożony. Generalnie przecież ludzie chodzą do pracy, aby zarobić pieniądze. Niewielu znajdziemy takich, którzy pracują, bo lubią, a nie bo muszą. 

Często jest też tak, że firmy niestety nie doceniają swoich pracowników i płacą im zdecydowanie za mało. A za dobrą, wydajną i efektywną pracę powinno się płacić dobrze. Druga strona medalu, to horrendalne narzuty na płace, które ponoszą pracodawcy, ale również pracownicy. Aparat państwa niestety łupi etatowców na potęgę. Wiele zależy również od wielkości firmy oraz od branży, w której działa. Generalnie firmy małe płacą mniej niż korporacje. Jednak model pracy w obu przypadkach znacznie się od siebie różni.


Tak, czy owak, większość narzeka na swoje dochody. Należy jednak zwrócić uwagę nie tylko na wysokość zarobków, ale również na siłę nabywczą pieniądza. Ta w naszym kraju jest niestety słaba. Przecież Polak zarabiający 2000 zł netto, może kupić 400 litrów paliwa. Niemiec, może za 2000 euro kupić nieco ponad 1400 litrów paliwa. Polak może za 2000 zł pojechać sam, na niezbyt drogie wczasy poza sezonem. Niemiec za 2000 euro poleci na egzotyczne wczasy z całą rodziną. A zatem nie tylko wysokość zarobków determinuje nasz poziom egzystencji.

Na Filipinach, za 1600 zł miesięcznie da się przeżyć. Mając 4000 zł, można żyć bardzo dobrze na dość wysokim poziomie. Tak pisze o swoich doświadczenia dwóch Polaków, którzy wybrali ten właśnie kraj jako kierunek emigracji. Ale np. w Norwegii, piwo potrafi kosztować w przeliczeniu, nawet 50 zł. Tak więc wiele zależy nie tylko od tego ile się zarabia, ale również od siły nabywczej pieniądza w danym kraju. U nas niestety wygląda to dość mizernie. 

poniedziałek, 3 listopada 2014

Komu potrzebna reforma urzędów pracy?

Generalnie nikomu. A już na pewno nie tym, którzy pracy poszukują. Rzekomą poprawę miała przynieść nowelizacja ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, która weszła w życie w maju tego roku. Zgodnie z nowelizacją, w miejsce doradcy zawodowego i pośrednika pracy, wprowadzono doradcę klienta. Problem w tym, że jakby to stanowisko nie nazwać, pracy od tego nie przybędzie. 

Zgodnie z nowelizacją bezrobotni zostali podzieleni na trzy grupy. W pierwszej są osoby będące najbliżej rynku pracy, tj. takie, które są w stanie znaleźć same zatrudnienie. Po co im w takim razie urząd pracy? Tego zapewne nie wie nikt. W drugiej grupie, znajdują się osoby lekko oddalone od rynku pracy, potrzebujące przekwalifikowania, czy szkolenia. W trzeciej natomiast, są długotrwale bezrobotni, często z pogranicza wykluczenia lub wykluczone społecznie. I to te osoby są właśnie pod opieką doradcy klienta. Po prostu rewelacja. To chyba wymagało poważnej burzy mózgów.


Ponadto bezrobotni skarżą się na błędy w ich profilowaniu. To z kolei może być winą systemu komputerowego, który jest na bieżąco udoskonalany. I tak dalej, i tak dalej. Niekończąca się historia walki z bezrobociem ma się dobrze, a ustawodawca dopisuje wciąż nowe odcinki do tego ponurego serialu. Tyle tylko, że jeśli praca jest, to można ją znaleźć bez pomocy urzędników. 

Urzędy pracy należy zatem niezwłocznie zlikwidować, ponieważ nie są absolutnie nikomu potrzebne. Koszty utrzymania urzędów pracy w 2011 r. wyniosły 612 mln złotych. Za te pieniądze można by dopłacić pracodawcom po 2000 zł do uwaga 306 tys. stanowisk pracy!!! Rządowi ekonomiści uprawiają ekonomię socjalizmu w najczystszej postaci. Na załączonym obrazku możesz zobaczyć, że na rozwiązaniu problemu na pewno nie zależy rządowi, korporacjom i związkom zawodowym. Teraz już wiesz, dlaczego ten stan będzie podtrzymywany...