poniedziałek, 26 maja 2014

Powyborcze Unioeuropejskie spostrzeżenia

Ubiegły tydzień obfitował w spoty wyborcze partii i ich kandydatów do Europarlamentu. Przy tej okazji mogliśmy się trochę pośmiać z niektórych kandydatów (zwłaszcza sportowców), mogliśmy ocenić ich przydatność, wiedzę dotyczącą kluczowych zagadnień (a raczej jej brak) oraz koncepcję pracy w "Unioparlamencie" (a raczej jej brak). Generalnie rzecz ujmując konkurencja świń do koryta była spora, a walka bardzo zaciekła, bo przecież prawie osiem tysięcy euro miesięcznie + pieniądze na drobne wydatki stanowiły kuszącą alternatywę dla krajowych diet poselskich.

A teraz kilka przemyśleń dotyczących sytuacji Polski przed i po akcesji. 

W latach 2004-2013 średnioroczny wzrost gospodarczy Polski wyniósł niecałe 4 procent, podczas gdy w dekadzie poprzedzającej wstąpienie naszego kraju do UE sięgnął 4,6 procent. Zgodnie z danymi GUS, w latach 1995-2004 średnie wynagrodzenie brutto w Polsce po uwzględnieniu inflacji (realnie) zwiększyło się aż o 56 procent, podczas gdy w latach 2004-2014 wzrosło zaledwie o 26 procent. Poza Unią także szybciej wzrastał eksport i import. W latach 1995-2004 wartość handlu zagranicznego po uwzględnieniu inflacji wzrosła o 130 procent (eksportu o 112 procent), podczas gdy w latach 2004-2013 – o zaledwie 69 procent (eksportu o 79 procent). Fałszywe jest więc twierdzenie euroentuzjastów, że dzięki Unii możemy więcej eksportować, skoro eksport wzrastał niemal dwa razy szybciej, gdy byliśmy poza Unią! Okres członkostwa w UE był natomiast korzystniejszy dla polskiej gospodarki, jeśli chodzi o inwestycje zagraniczne, których wzrost znacząco przyspieszył. Łączna wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych w pierwszym omawianym okresie wyniosła 48,4 mld euro, podczas gdy od wejścia do UE do 2012 roku – 97,8 mld euro. Mimo to podczas 10 lat członkostwa spadł udział przemysłu w wytwarzaniu polskiego PKB – z około 22 procent do zaledwie 18 procent.

W 2004 roku zadłużenie publiczne Polski wynosiło 431 mld zł (47 procent PKB), podczas gdy aktualnie sięga niemal biliona złotych (58 procent PKB). Co gorsza, w ogólnym długu zwiększył się także udział zadłużenia zagranicznego – z 26 do 31 procent. W znacznej mierze to Unia jest winna wzrostowi zadłużenia Polski.  Wszelkie dotacje zachęcają do interwencjonizmu państwowego, wymuszają państwowe planowanie i inwestycje jak za PRL oraz naruszają równowagę rynkową. Na dodatek tworzą różnego rodzaju patologie na styku polityki i gospodarki. A to praca, a nie dotacje budują dobrobyt i myślę, że uprawnione jest twierdzenie, iż z powodu konieczności wchłaniania unijnych dotacji rozwijamy się wolniej, niż gdyby ich nie było!  Ponadto od wejścia do UE liczba zatrudnionych w administracji państwowej i samorządowej zwiększyła się o niemal 100 tysięcy osób, czyli o ponad 20 procent.

A teraz zobaczmy jak kształtowały się ceny oraz wynagrodzenia w 2004 oraz 2014 roku...


Źródło: Najwyższy Czas / nr 18-19

A zatem może należałoby się zastanowić, dlaczego takie bogate kraje jak Norwegia czy Szwajcaria nie mają parcia, żeby znaleźć się w UE, a w obecnych krajach członkowskich UE, coraz większą popularność zyskują ugrupowania eurosceptyczne. Koszty utrzymania eurokratów są horrendalne, więc może należałoby pozostawić pewne racjonalne elementy wspólnego rynku, natomiast pozwolić krajom wspólnoty na całkowitą niezależność i odrębność, bo przecież różnorodność jest nam niezwykle potrzebna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz