Witam po świętach. Wszyscy z wielką radością wróciliśmy do swoich codziennych zajęć :), ale jeszcze tydzień temu szturmowaliśmy sklepy, żeby się obkupić. Zastanawia mnie tłum ludzi na zakupach z powodu dwóch wolnych dni. Czy to nie jest przypadkiem tak, że kupujemy jakby za chwilę miała wybuchnąć wojna? Można oczywiście brać sobie do serca aktualną sytuację na Ukrainie, ale trochę chyba przesadzamy z ilością kupowanego towaru na 3 dni... Zresztą dotyczy to nie tylko Świąt Wielkanocnych ale i Bożego Narodzenia. A podobno taka bieda w tym kraju...
Myślę, że jesteśmy tak napędzani reklamami, że nie potrafimy już racjonalnie myśleć o zakupach. Można oczywiście się legalnie napchać przez 3 dni, bo to przecież Święta i tak to sobie tłumaczymy, uzasadniamy i się rozgrzeszamy. Po czym spoglądamy do portfela lub na konto, a tam jakby przeszło tornado. Wtedy się zastanawiamy gdzie są nasze pieniądze? Część jedzenia oczywiście zmarnujemy, bo pewnie po kilku dniach jeśli coś zostanie, no to nie jest zbyt świeże. Są też tacy, którzy wyznają zasadę "lepiej się rozchorować, niż miałoby się zmarnować" no ale to już ich wybór. Co gorsza niektórzy wpadli na pomysł wzięcia pożyczki na święta, co już jest totalną ignorancją finansową i prowadzi do katastrofy w dłuższej perspektywie. Generalnie wydajemy zdecydowanie za dużo, nieadekwatnie do potrzeb. To tyle o świętach i wydatkach.
Chciałbym jeszcze nawiązać do komentarza Antoniego w kwestii porównania etatu z działalnością gospodarczą. Oczywiście jak Antoni słusznie zauważył, prowadzenie działalności wcale nie jest proste i łatwe. Bardziej jednak chodziło mi o kwestie podatkowe. Wiadomo nie od dziś, że trzeba mieć zdrowie, cierpliwość i żelazne nerwy, żeby prowadzić w Polsce firmę, bo kłód pod nogami mnóstwo, jednak przedsiębiorca ma pewne możliwości związane z zaliczeniem w koszty wydatków, których osoba pracująca na etacie zwyczajnie nie ma.
Co więcej, niedawno podwyższono płacę minimalną do 1680 zł, za czym głośno krzyczeli swego czasu panowie związkowcy. W ich mniemaniu miało to poprawić sytuację najmniej zarabiających, w efekcie jednak prowadzi to tylko do zwolnień i do wzrostu liczby umów tzw. śmieciowych. Niestety jak się nie ma pojęcia o ekonomii to tak to się kończy. Płaca minimalna w ogóle nie powinna być ustalona. Może to być umowa pomiędzy pracodawcą a pracownikiem. Podobnie rzecz ma się z godzinami pracy, urlopami itd. Wprowadzanie na siłę płacy minimalnej pogarsza sytuację pracowników, ponieważ praca zwłaszcza nisko kwalifikowana nie jest nawet warta tyle ile wynosi płaca minimalna. Dochodzi do sytuacji kiedy osoby mające już jakiś staż pracy w firmie zarabiają np. 2000 zł, a nowo zatrudniana osoba 1680 zł. Czasem osoby pracujące dłużej nie dostają podwyżek bo pracodawcy na to nie stać, a zatrudniając nową osobę, musi jej zapłacić min. 1680 zł, więc często nie zatrudnia w ogóle, albo zatrudnia na pół etatu, a resztę płaci "pod stołem". No niestety na akcję zawsze jest reakcja, ale ekonomiczni ignoranci głoszą swoje populistyczne hasła, a ciemny lud to kupuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz