niedziela, 29 czerwca 2014

Kredyt hipoteczny na 95% wartości, czy może mniej?

Czy warto brać kredyt na 95 % wartości nieruchomości, czy też lepiej więcej odłożyć i przynieść do banku większy wkład własny? Odpowiedź wydaje się oczywista. Im większy wkład własny, tym tańszy kredyt.


Przy założeniu, że przeciętny kredytobiorca szuka mieszkania w dużym mieście w cenie około 300 tysięcy, z minimalnym wkładem obecnie wymagalnym, czyli 5 procent, dostanie 285 tysięcy zł kredytu. Jeśli nasz przykładowy kredytobiorca zadłuży się na 30 lat i będzie spłacał w ratach równych, miesięcznie odda do banku około 1450 zł. Rzeczywiste roczne oprocentowanie kredytów mieści się obecnie w przedziale 4 – 5 proc., natomiast marża od kredytów na 95 proc. wartości nieruchomości jest podwyższona – obecnie przeciętna na poziomie 1,8 pkt. proc.W ciągu 30 lat kredytowania nasz przykładowy kredytobiorca odda do banku w sumie 520 tysięcy złotych.

Teraz przyjrzyjmy się sytuacji, w której przyjdzie on po kredyt z 10 procentowym wkładem. Zadłuży się więc na 270 tysięcy. Przy tym samym okresie kredytowania i ratach równych, zapłaci miesięcznie około 1300 zł, czyli o około 150 zł mniej. Przez cały okres kredytowania odda więc do banku 470 tysięcy, a więc o 50 tysięcy złotych mniej. Nawet jeśli do kosztów kredytu wliczymy wkład, okaże się, że finalnie będzie na plusie o jakieś 35 tysięcy.

Przyjmijmy jednak, że przykładowy Kowalski zdecydował się więcej oszczędzić i przyszedł do banku z 20 procentowym wkładem. W takiej sytuacji zadłuży się na 240 tysięcy złotych, a jego rata wyniesie około 1150 zł. Całościowy koszt kredytu będzie kształtował się na poziomie 414 tysięcy złotych, a więc o około 100 tysięcy mniej od tego na 95 proc. wartości.

Wniosek z tego taki, że lepiej dłużej poczekać, odłożyć trochę gotówki i przyjść z 20% wkładem własnym. Wtedy oddamy bankowi dużo mniej. Sytuacja będzie dla nas jeszcze korzystniejsza w przypadku, gdy zdecydujemy się na raty malejące. W tym przypadku większość raty stanowi kapitał, który spłacamy szybciej i dzięki temu możemy liczyć na mniejsze odsetki od kredytu

Warto się nad tym zastanowić i dobrze skalkulować co nam się bardziej opłaca. Być może w początkowej fazie będzie to dla nas większe obciążenie, ale długofalowo spora kwota może pozostać w naszej kieszeni. Dbajmy zatem o nasze finanse i myślmy w dłuższej perspektywie.

Źródło: WGN Nieruchomości

czwartek, 26 czerwca 2014

Kierowca - dojna krowa

Z ostatnich deklaracji rządu wynikało, że od 2016 roku nie będzie już korków na autostradowych bramkach i że istniejący manualny system poboru opłat będzie zastąpiony elektronicznym. Jednak według zapowiedzi GDDKiA nie będzie do tego wykorzystany już działający system poboru opłat dla samochodów ciężarowych. Budowa drugiego systemu oznacza niepotrzebne, dwa razy większe niż obecnie, koszty dla podatników.

Ludzie, w jakim kraju my żyjemy? Płacimy po kilka razy za to samo! Kilka lat temu tzw. podatek drogowy zastąpiono podatkiem w paliwie, który miał być przeznaczony na fundusz drogowy, czyli na budowę i remonty dróg krajowych, ekspresówek i autostrad. Kierowcy zrzucają się zatem na budowę drogi, za przejazd którą muszą zapłacić po raz kolejny - totalny idiotyzm. 

Nie mamy w Polsce jednolitej polityki drogowej, bo jedne drogi są zarządzane przez prywatne firmy, inne znów państwowe, jedne z bramkami, inne bez opłat. Na czele najdroższych stoi chyba autostrada małopolska gdzie przejazd 64 kilometrowym odcinkiem kosztuje 18 zł, co daje ponad 0,28 zł za km. Dla porównania winietka na 10 dni w Czechach to koszt ok. 43 zł. Podobną cenę zapłacimy na Słowacji, również za 10 dni korzystania z autostrad.

Za kilka lat (chyba w 2018 r.) będzie można przejechać autostradą A1 od granicy czeskiej, aż do trójmiasta. Przewidywany koszt przejazdu całym odcinkiem wyniesie ok. 120 zł, czyli dwa razy tyle, ile kosztuje miesięczna winietka w Czechach i na Słowacji. To jakaś kompletna paranoja. A jeszcze trzeba wrócić, więc taka wycieczka, pomijając koszty paliwa wyniesie ok. 250 zł. Dla kogo więc budujemy te autostrady? Przeciętnego Kowalskiego nie będzie stać na to, żeby po nich jeździć!

Całoroczne winietki w Czechach i na Słowacji to koszt ok. 220 zł. Czy nie można było skorzystać z rozwiązań naszych południowych sąsiadów? Winietki to najmniej kosztowna forma opłaty za korzystanie z dróg. Budowanie bramek znacznie spowalniających ruch, czy systemów elektronicznych jest znacznie droższe. Czy jesteśmy takim bogatym krajem, żeby generować niepotrzebne koszty?

Ile jeszcze obciążeń zniesie polski kierowca? Wydaje mi się, że niedługo nie sztuką będzie kupić samochód, ale go utrzymać. Przeciętny Kowalski wydaje 25-30% swoich dochodów na utrzymanie samochodu. To w cywilizowanym świecie nie do pomyślenia. Gdyby w RFN kierowca na zakup małego samochodu musiał wydać min. 30 tys. Euro, na paliwo 5,60 Euro za litr, za jeden przejazd krótkim odcinkiem autostrady 36 Euro, a za przegląd w autoryzowanym serwisie 1500 Euro, to chyba wybuchła by tam wojna domowa. Gdzie my żyjemy???

wtorek, 24 czerwca 2014

Finansowe konsekwencje wakacji

Okres wakacyjny można uznać za prawie rozpoczęty. Wielu Polaków marzy o zagranicznych eskapadach. Jeśli funduszy na koncie osobistym nie wystarczy na sfinansowanie wczasów, z pomocą przychodzą banki i ich niezliczone promocje, reklamy i inne formy wpychania na siłę kredytów gotówkowych. Jak powszechnie wiadomo, albo przynajmniej powinno być, to najdroższe kredyty

Jedną z najgorszych rzeczy jakie możesz zrobić, to dać się złapać na taki kredyt. Najniższe oprocentowanie takiego kredytu to ok. 15% a najwyższe kilkadziesiąt. Mierz siły na zamiary i nie tłumacz sobie, że to tylko np. 500 zł miesięcznej raty.  Skutki takich kredytów są zazwyczaj opłakane. Stajesz się wtedy niewolnikiem banku.

Jeśli nie stać Cię na drogie zagraniczne wakacje, albo na drogie krajowe wakacje, to po prostu poszukaj oferty bez pośredników, w regionie mniej popularnym, z niższym standardem pobytu. To, że sąsiad gdzieś tam jedzie na Karaiby nie jest żadnym argumentem. Jak go stać to niech jedzie. W niektórych ludziach pokutuje jeszcze stara zasada "zastaw się, a postaw się", którą absolutnie nie należy się kierować. Człowiek edukowany finansowo nie powinien się w ten sposób zachowywać.

Mam znajomych, którzy zwiedzili już pół świata, za całkiem przyzwoite pieniądze. Szukają w zagranicznych biurach, załatwiają przelot na własną rękę, zakwaterowania szukają na miejscu itd. Oczywiście wiąże się to z pewnym zaangażowaniem, ale dzięki temu w ich kieszeni zostaje znacznie więcej pieniędzy. A odpoczywać przecież trzeba. W ostateczności wybierz się w podróż po kraju, znajdź jakieś mało popularne miejsce, gdzie również wypoczniesz po całym roku pracy. 

Pamiętaj, że nie staniesz się bogaty tylko dzięki temu, że więcej zarobisz, ale również dzięki temu, ile mniej wydasz. Przyglądaj się bacznie swoim wydatkom i kieruj się głosem rozsądku.

niedziela, 22 czerwca 2014

Smartfony i tablety rządzą

Choć Polska jest w Europie zagłębiem produkcji telewizorów i wciąż chłonnym rynkiem elektroniki użytkowej, popyt na niektóre sprzęty mocno się skurczył. Jak wynika z raportu Consumer Electronics Association, nie potrzebujemy już komputerów, aparatów i kamer cyfrowych, odtwarzaczy płyt Blue-Ray i DVD ani nawet telewizorów

Technologiczną wojnę wygrywają właściwie dwie grupy produktów: smartfony i tablety - Ich nieustanna ewolucja generuje nowe możliwości ich wykorzystania, zwiększając tym samym ich użyteczność i wartość, ale jednocześnie wypierając inne urządzenia z polskich domów, np. aparaty cyfrowe - podkreśla Shawn DuBravac, jeden z liderów opinii branży technologii użytkowych w USA, współtwórca wskaźnika Smartphone Index na amerykańskiej giełdzie Nasdaq.

Dziś już jedna trzecia Polaków ma tablet, a 38 proc. deklaruje chęć zakupu takiego urządzenia. Ponad połowa z nas posiada natomiast smartfon, a 40 proc. zamierza go nabyć. Pytanie tylko, czy te urządzenia są nam naprawdę niezbędne? Wydaje mi się, że dzisiaj wypada być trendy i podążać za modą posiadania takiej, czy innej zabawki. Oczywiście są osoby, które wykorzystują możliwości tych urządzeń np. w swoim biznesie, ale większość korzysta z tabletów i smartfonów głównie w celach rozrywkowych. 

Taka rozrywka przy tablecie, czy smartfonie jest tak samo płytka, jak oglądanie telewizji. De facto pomijając nieliczne przypadki, kradnie nam cenny czas. Ale o to w tym właśnie chodzi, żeby kupować od koncernów tanią rozrywkę dla każdego. Zauważcie, że każde takie urządzenie ma aplikację typu sklep, gdzie możemy kupować rozmaite akcesoria, gry i inne tego typu bzdury. A my dajemy się nabrać na takie zabiegi marketingowe. Wszystko to nakierowane jest na to, aby klienta nie wypuścić bez zakupu, a gdy już kupi, to żeby kupił jeszcze więcej.

Ileż to razy widziałem zaniedbane dzieci z tabletem w ręku, a obok jeszcze bardziej zaniedbani rodzice popalający papierosa również z tabletem lub smartfonem. Bo przecież trzeba pokazać, że się jest na czasie, chociaż groszem się nie śmierdzi. Oczywiście wszystko na kredyt, bo to tylko 100, albo 150 zł miesięcznie. To, że nie ma się w co ubrać, albo co ugotować, to kto by się tym przejmował... Smutne to, ale brak inteligencji i edukacji finansowej do tego właśnie prowadzi. 

piątek, 20 czerwca 2014

Czy darmowe, jest naprawdę darmowe?

Zgodnie z nowelizacją ustawy o systemie oświaty, we wrześniu 2014 r. darmowe podręczniki otrzymają uczniowie klas I szkół podstawowych, za rok - uczniowie klas II, za dwa lata - uczniowie klas III. Dodatkowo w 2014 r. na każdego ucznia pierwszej klasy z budżetu państwa zostanie przeznaczona dotacja na zakup podręcznika do języka obcego oraz na zakup materiałów ćwiczeniowych.

Czy to nie są przypadkiem relikty słusznie minionej epoki? Czy coś w ogóle może być darmowe? Przecież wyprodukowanie jakiegoś dobra ma swoje określone koszty. Materiały, robocizna, często opakowanie, dystrybucja, marketing itd. Ludzie którzy, większość życia przeżyli w komunizmie zostali niestety przyzwyczajeni do tego, że coś im się od Państwa należy. Niezliczone przywileje niektórych grup zawodowych pozostały do dziś. 

Za wszystko ktoś musi zapłacić! Tylko i wyłącznie wykonując jakąś pracę, określone czynności, można cokolwiek stworzyć, czy wyprodukować. Coś takiego jak "za darmo" po prostu nie istnieje i czas najwyższy, abyś sobie to uzmysłowił. Jeśli ktoś Ci coś daje za darmo, to ktoś inny musi za to zapłacić. Nie ma innej opcji. Tak ten świat funkcjonuje od stuleci.

Podobnie rzecz ma się z wszelkiej maści promocjami, przecenami itd. O ile towar jest pełnowartościowy, to za wszelkie promocje płaci klient. On oczywiście o tym nie wie, ale tak jest. Zapłaci za promocję danego towaru, zakupem innego towaru  w wyższej cenie niż zazwyczaj.

Wracając do tzw. darmowych podręczników, idea jest jak najbardziej słuszna. W ostatnich latach tzw. reforma systemu edukacji spowodowała więcej szkód, niż pożytku włączając w to nieustanne zmiany w programie nauczania i niezliczone wersje podręczników, ćwiczeń, dodatków itd.

Jednak według wyliczeń udostępnionych w kwietniu br. przez Polską Izbę Książki darmowe podręczniki dla klas I-III oznaczają spadek przychodów wydawców edukacyjnych o około 350 mln zł rocznie, a straty poniosą księgarze, hurtownicy, drukarze, firmy logistyczne, a także autorzy. PIK szacuje, że z powodu reformy w ciągu trzech lat pracę może stracić 5-6 tys. osób. 

Pamiętaj więc o tym, że wszystko co jest za darmo, tak na prawdę kosztuje często więcej, niż gdybyś za to zapłacił. Bo w życiu nie ma nic za darmo.

środa, 18 czerwca 2014

Afery, taśmy, podsłuchy, czyli odrobina polityki

Teoretycznie to nie pierwsza afera, więc powinniśmy przyjąć kolejną bez specjalnego zdziwienia. Większość Polaków pewnie myśli, że już ich parę było i nic się wielkiego nie stało. Media znowu mają temat, "potrąbią" trochę, nic się nie wyjaśni i temat sam się po jakimś czasie wyciszy. 

Otóż mylisz się, jeśli uważasz, że ujawnione rozmowy pokazują zwykłe negocjacje polityczne i nie dotyczą Ciebie i Twojego życia. 

W ujawnionych taśmach, prezes NBP, uzgadnia z szefem MSW możliwość finansowania deficytu budżetowego poprzez skupowanie od banków komercyjnych obligacji rządowych. Takie działanie jest zabronione w Polsce i wielu krajach świata, gdyż jest to najprościej mówiąc dodruk pieniądza bez pokrycia, który powoduje wzrost inflacji, a to prowadzi do wzrostu cen wszystkich produktów. 

Jeżeli taki proceder będzie miał miejsce, ceny dóbr gwałtownie wzrosną, a to sprawi, że za Twoje 100 zł, będziesz mógł kupić o wiele mniej rzeczy niż dzisiaj, a Twoje ciężko uzbierane oszczędności zaczną tracić na wartości szybciej, niż w tej chwili!

Wynika z tego, że obóz rządzący, był gotów doprowadzić do pogorszenia kondycji finansowej wszystkich Polaków tylko po to, żeby ratować swoje stołki. To niewyobrażalna arogancja władzy i kompletny brak jakiegokolwiek poziomu moralności, etyki i poszanowania obywateli. Dobrze byłoby, żebyś pamiętał o tym w najbliższych wyborach. Pamiętaj też o Twoich skradzionych pieniądzach z OFE. Pamiętaj, że władza łupi Cię podatkami i parapodatkami na każdym kroku, a to wszystko, obniża Twój standard życia.

niedziela, 15 czerwca 2014

Zmierzamy do demograficznej katastrofy

Temat demografii co jakiś czas powraca, jak bumerang. GUS opublikował parę dni temu wstrząsający raport, który opisuje stan ludności Polski na koniec 2013 roku. W minionym roku ubyło 38 tys. Polaków i stan ludności wynosi 38 mln 
496 tys. Liczba zgonów przewyższyła liczbę urodzeń o 18 tys., z kraju uciekło kolejne 32 tys. Polaków, a przyjechało 12 tys.

Po raz kolejny, ale znacznie bardziej niż poprzednio, spadła liczba osób w wieku produkcyjnym. Ich udział w populacji ogółem wynosi już tylko 63,4 proc. Maksimum osiągnęliśmy w 2009 roku – wtedy było 64,5 proc.

Ale silne spadki dopiero nadchodzą, bo liczne pokolenia poczęte zaraz po wojnie wybierają się właśnie na zasłużoną emeryturę. Należy się zatem spodziewać kolejnego podwyższenia wieku emerytalnego. Dokładając do tego utrzymywanie licznych przywilejów wielu grup zawodowych, nie wykluczałbym również podwyżki podatków. Niestety innej możliwości nie będzie, bo ten system jest nie do utrzymania.

Trzeba pamiętać, że to dopiero początek. To pierwszy, delikatny podmuch nadciągającego demograficznego tsunami. Już za dekadę, Polaków będzie ubywało w tempie ponad 100 tys. rocznie, a za dwie dekady 200 tys. rocznie.

Ten dramatyczny spadek popytu z powodu wymierania ludzi uderzy w małe miasta i jeszcze bardziej przyspieszy migrację do dużych miast, bo tylko tam będzie dość duży rynek umożliwiający utrzymanie się lokalnych firm, tylko tam będą miejsca pracy.

Zastanów się więc, czy robisz już coś, w kierunku zabezpieczenia swojej przyszłości? Bo wiedzieć, a nie robić, to tak, jakby nie wiedzieć. Nie licz na Państwo, bo się przeliczysz. Jeśli chcesz się dowiedzieć co zrobić, wypełnij formularz po prawej i zapisz się do newslettera.  

Źródło: Rzeczpospolita

piątek, 13 czerwca 2014

Studia vs. kursy i szkolenia

Wydawałoby się, że najlepszą formą kształcenia są studia na renomowanej uczelni na takim, czy innym kierunku. Jest kilka prestiżowych uczelni w Polsce, których dyplom coś znaczy na rynku pracy. Pytanie tylko, czy sam dyplom stwierdza przydatność kandydata do pracy

Pracodawcy dzisiaj potrzebują ludzi, którzy mają określone umiejętności oraz doświadczenie w takiej, czy innej specjalności. W latach 90-tych ważny był tzw. papier. Nieważne co się umiało, ważne ile dyplomów się posiadało. Czasy się nieco zmieniły i w tej chwili liczą się jednak umiejętności, zaangażowanie i doświadczenie. Dyplomy zeszły na plan dalszy. 

Na dodatek wspomniane prestiżowe uczelnie zrobiły sobie maszynki do pieniędzy, w postaci studiów zaocznych oraz podyplomowych. Tam uczą niewiele, ale kasują wiele. Wiem, bo sam kiedyś skorzystałem ze studiów podyplomowych, ale tylko przez jeden semestr. Później wystosowałem list do uczelni, informując o rezygnacji, w związku z żenującym poziomem tych studiów

Jakiś czas temu zainteresowałem się różnymi kursami i szkoleniami organizowanymi przez mniej lub bardziej znanych trenerów. Zauważyłem, że nauczyłem się tam więcej, niż na studiach. Przede wszystkim tam się rozmawia o rzeczach praktycznych. Prowadzący zazwyczaj wiedzą, o czym mówią, ponieważ sami w swoim życiu pewne rzeczy przetestowali. Sami czegoś doświadczyli, nie w teorii, ale w praktyce. Nie uczą definicji, regułek i nie przekazują nieaktualnych wiadomości. 

Dobre kursy i szkolenia dają specjalistyczną wiedzę. Nie przemyca się tam jakichś niepotrzebnych nikomu bzdur. Organizatorom zależy na uczestnikach, bo zazwyczaj są to firmy prywatne, które podlegają prawom rynku i konkurencji, czego nie można powiedzieć o uczelniach. Dlatego też uważam, że edukacja w Polsce powinna być w 100% prywatna.

Zachęcam Cię zatem do korzystania z tej formy zdobywania wiedzy, również w Internecie. Zamieściłem po prawej stronie kilka linków do przydatnej wiedzy, w tematyce biznesowej. Sam z nich korzystam i uważam, że warto. Pamiętaj też, że oprócz rozwoju zawodowego, istotny jest również rozwój osobisty

środa, 11 czerwca 2014

Płaca minimalna i jej konsekwencje

Przeczytałem dziś artykuł, w którym to Rząd przyjął we wtorek założenia do projektu ustawy budżetowej na 2015 r. Zgodnie z nimi w przyszłym roku PKB wzrośnie o 3,8 proc., a średnioroczna inflacja wyniesie 2,3 proc. Rząd proponuje też wzrost płacy minimalnej do 1750 zł od 2015 r. Wielu ludzi myśli, że to bardzo dobrze, że płaca minimalna wzrasta i dzięki temu mogą liczyć na wyższe wynagrodzenie. Ale, czy na pewno jest się z czego cieszyć?

Z punktu widzenia pracownika chyba tak, ale nie do końca. Otóż pracodawca, który jest zmuszany do podnoszenia płacy minimalnej nowo zatrudnianym pracownikom, będzie się coraz dłużej zastanawiał, czy w ogóle kogoś zatrudnić. Jeśli już kogoś zatrudni, to w związku z coraz wyższymi kosztami, nie będzie dawał podwyżek pozostałym pracownikom. To z kolei spowoduje niezadowolenie wśród pozostałych pracowników, ponieważ nowo przyjęci, będą się zbliżać płacą do tych, z dłuższym stażem. Przecież płaca musi być ściśle powiązana z wydajnością pracy na danym stanowisku. Tylko w budżetówce "czy się stoi, czy się leży dwa tysiące się należy". Tutaj najczęściej nie ma powiązania pomiędzy wynikami pracy, wydajnością, a pensją.

Często jest tak, że praca niewykwalifikowanego pracownika, wykonującego proste czynności nie jest tyle warta, ile ustawowo określona płaca minimalna. Skutkiem czego taki pracownik na siebie nie zarabia. To z kolei powoduje, że pracodawca w ogóle nie chce zatrudniać nowych pracowników, a to jak wiemy wpływa na wzrost bezrobocia i zwiększanie się szarej strefy. Niestety praca w Polsce jest tak wysoko opodatkowana, że szara strefa będzie się powiększać. 

Generalnie, ustawowe określanie pułapu płacy minimalnej nie jest dobre dla gospodarki i dla samych zainteresowanych. Gdyby takiego zapisu nie było, każdy pracownik po prostu negocjowałby swoje wynagrodzenie z pracodawcą i tyle. Nadmierne regulacje w gospodarce prowadzą tylko do rozrostu aparatu biurokratycznego i podwyższania podatków. A to jak już zdążyliśmy się przekonać, prowadzi do uszczuplenia domowych budżetów.

niedziela, 8 czerwca 2014

Czy Twój stół jest stabilny? cz.II


Kontynuując temat z części pierwszej, wyjaśniam niniejszym, że marketing sieciowy nie polega na sprzedawaniu czegokolwiek, komukolwiek. To nie jest sprzedaż bezpośrednia! To jest biznes "poleceniowy". Mówiąc krótko, kupujemy produkty lub usługi określonej firmy na swoje potrzeby i polecamy dalej naszym znajomym. To cała filozofia. Czy ktoś tu kogoś zmusza, żeby cokolwiek sprzedawał ? W żadnym wypadku! 

Czy w życiu nie zdarzyło Ci się polecać chleba z jakiejś piekarni, filmu w kinie, dobrego mechanika samochodowego, restauracji itp.? Z pewnością tak, z tą jednak różnicą, że ani piekarz, ani kino, ani mechanik za to Ci nie zapłacili, natomiast firmy działające w oparciu o marketing sieciowy za to Ci zapłacą i to na ogół całkiem nieźle. Oczywiście wszystko zależy od Twojego zaangażowania. 

Działalność w MLM można rozpocząć bez rezygnacji z dotychczasowych zajęć. Wystarczy średnio godzina, dwie zaangażowania codziennie, aby zacząć budować swój biznes, bo pamiętajmy, że jest to normalny biznes, a nie praca z regularną pensją. Od razu również zaznaczam, że nie jest to biznes dla każdego. To biznes dla ludzi proaktywnych, otwartych na kontakty i budowanie relacji z innymi oraz nawiązywanie nowych kontaktów. Stwarza możliwości nieograniczonego rozwoju oraz dochodów. Pracując na etacie na ogół możesz o tym zapomnieć. 

Czy zauważyłeś co robią bogaci ludzie? Ich doba trwa również 24 godziny. Dlaczego zatem są tacy bogaci? Ponieważ budują sieci! Robią dźwignię, która powoduje znaczne przyspieszenie ich biznesu. Mówią wam coś marki takie jak: Biedronka, Tesco, Rossmann, Empik itd.? Znamy prawda? To są właśnie sieci różnych koncernów, które poprzez budowę swojej sieci sprzedaży zwielokrotniają swoje obroty, dochody i w końcu zyski. 

I właśnie identycznie przebiega proces generowania dochodów w marketingu sieciowym. Możesz budować swoją własną sieć, dzięki której, poprzez dźwignię na zespole ludzi, będziesz zwielokrotniać swoje dochody. Oczywiście pod warunkiem, że będziesz robił to z głową i profesjonalnie.  Pomyśl o tym, bo to właśnie, może być Twoja druga noga, która ustabilizuje Twój stół.

Zobacz, różnice poszczególnych źródeł dochodu oraz wady i zalety każdego z nich.